Strona główna
                                       
Rozdział XX
Pragnienie męczeństwa, wyprawa do Hiszpanii i do Syrii
Rozmnożenie żywności i uratowanie żeglarzy

  1. Święty ojciec Franciszek, żarliwy boską miłością, zawsze usiłował przykładać rękę do wielkich rzeczy, a krocząc wielkodusznie drogą przykazań Bożych, pragnął osiągnąć szczyt doskonałości. Przeto w szóstym roku swego nawrócenia 48, jak najbardziej płonąc pragnieniem świętego męczeństwa, chciał przepowiadać wiarę chrześcijańską i pokutę Saracenom i innym niewiernym. Wsiadł na okręt, aby tam się udać, ale z powodu przeciwnych wiatrów razem z innymi podróżnymi znalazł się na brzegach Słowenii 49. Widząc, że jego pragnienie zostało pokrzyżowane, po upływie krótkiego czasu prosił pewnych żeglarzy płynących do Ankony, aby go zabrali ze sobą, gdyż o tej porze roku już żaden okręt nie mógł płynąć do Syrii. Wszakże oni uparcie odmawiali mu, bo nie miał czym pokryć kosztów podróży. Jednak święty Boży, mocno ufając w dobroć Pana, potajemnie wszedł na okręt razem z socjuszem. Za zrządzeniem Boskiej opatrzności znalazł się ktoś, kto przyniósł ze sobą zaopatrzenie w żywność, o czym nikt nie wiedział. On to zawezwał do siebie pewnego pobożnego człowieka z okrętu i rzekł mu: "Weź to wszystko ze sobą i daj uczciwie tym biedakom, ukrywającym się na okręcie, na czas potrzebny". I stało się tak, że zastała ich wielka burza. Przez wiele dni ciężko pracowali przy wiosłowaniu. Zjedli wszystkie zapasy żywności. Jedynie została żywność ubogiego Franciszka. Za łaską i mocą boską rozmnożyła się ona tak, że chociaż jeszcze płynęli przez wiele dni, starczyło jej w pełni dla wszystkich, aż do portu w Ankonie. Żeglarze, widząc, że uszli niebezpieczeństwa na morzu za przyczyną sługi Bożego Franciszka, złożyli dzięki wszechmogącemu Bogu, który okazuje się przedziwny i miłościwy w świętych swoich.

  2. Franciszek, sługa Boga najwyższego, opuściwszy morze, kroczył po lądzie. Krajał go pługiem słowa, zasiewał ziarno życia, przynosząc błogosławiony owoc. Zaraz bowiem wielu dobrych i zdatnych mężów, duchownych i świeckich, uciekłszy od świata i mężnie pokonawszy diabła, za łaską i wolą Najwyższego poszło za nim w życiu i zbożnym zamiarze. Ale chociaż ewangeliczna latorośl przynosiła wielką liczbę najwyborniejszych owoców, on jednak gorzał wzniosłym zamiarem i pragnieniem męczeństwa, w czym wcale nie ostygł. Bo po niedługim czasie obrał drogę na Maroko, ażeby przepowiadać Ewangelię Chrystusa Miramolinowi 50 i jego towarzyszom. A tak go ponosiło to pragnienie, że nie raz kiedyś w czasie owej podróży zostawił socjusza i śpieszył jak pijany duchem do spełnienia swego zamiaru. Ale, kiedy już doszedł do Hiszpanii, dobry Bóg, którego łaskawość ja i wielu innych należnie wspominamy, stanął mu naprzeciw, i za pomocą choroby powstrzymał go od dalszej drogi oraz odwołał z podjętej wyprawy.

  3. Niedługo po jego powrocie do kościoła Najświętszej Maryi z Porcjunkuli, pewni uczeni mężowie i pewni szlachcice z radosną ochotą przystali do niego. On zaś, jako człowiek szlachetny duchem i rozważny, potraktowawszy ich godnie i ze czcią, jak najuprzejmiej nałożył każdemu, co do niego należy. Ale nie dawał sobie pokoju, jeszcze goręcej chcąc spełnić błogosławione pragnienie swego ducha. W trzynastym roku swego nawrócenia udał się do Syrii i podczas gdy codziennie dochodziło do ostrych i twardych walk między chrześcijanami a poganami, on wziąwszy ze sobą socjusza, nie bał się stanąć przed oczyma sułtana Saracenów 51. Któż może opowiedzieć, jaką wykazał wobec niego stałość umysłu, z jaką mocą ducha do niego przemawiał, z jaką łatwością i z jaką wiernością prawu chrześcijańskiemu odpowiadał tym, co zeń szydzili? Bo zanim dostał się do sułtana, został pochwycony przez jego ludzi, obrzucony obelgami i pobity, ale się nie przeraził. Nie dał się zastraszyć groźbami tortur ani nie uląkł się zagrożenia śmiercią. Wszakże, chociaż wielu odniosło się do niego wrogo i ze wstrętem, to jednak sułtan przyjął go uprzejmie. Jak mógł, tak go uczcił, a ofiarowawszy mu wiele darów, usiłował go nakłonić do bogactw doczesnych. Ale kiedy spostrzegł, że on jak najbardziej wszystko to uważa za śmiecie, był pełen podziwu dla niego i patrzył nań jako na męża niepodobnego do wszystkich innych. Poruszony jego słowem, słuchał go bardzo chętnie. W tym wszystkim Pan nie spełnił jego pragnienia, zachowując dlań przywilej szczególnej łaski.

br. Tomasz z Celano

48 Prawdopodobnie w roku 1212.
49 Dzisiejsza Dalmacja.
50 Miramolin to przydomek sułtanów Maroka od Emir-el-Mumenin, czyli głowa wierzących. Sułtanem był wówczas Mahomed-ben-Nasser.
51 Prawdopodobnie było to we wrześniu 1219 roku. Sułtanem Egiptu był Melek-el-Kamel, znany ze swej łagodności (por. L. Lemmens, De S. Francisco Christum praedicante coram Sultano Aegypti, w: AFH 19 (1926) 559-578).



wstecz
Copyright © 2014-2024 WiT